Jesienią bieżącego roku artykuł opublikowany w prestiżowym czasopiśmie naukowym Chemosphere wywołał poruszenie wśród domowych kucharzy i ekologów na całym świecie. Publikacja pod tytułem „From e-waste to living space: Flame retardants contaminating household items add to concern about plastic recycling” ostrzegała przed możliwą toksycznością czarnych plastikowych przyborów kuchennych.
Autorzy wskazywali, że produkty te mogą wypłukiwać do jedzenia substancję o nazwie BDE-209, co mogło budzić obawy o zdrowie użytkowników. Po fali paniki i medialnych spekulacji przyszło jednak uspokojenie – poprawka do artykułu znacząco zmieniła pierwotne wnioski.
Artykuł był owocem współpracy badaczy z organizacji Toxic-Free Future w Seattle oraz Amsterdam Institute for Life and Environment. Skupiał się na problemie obecności BDE-209 w plastikach pochodzących z recyklingu elektroniki. Ta substancja, powszechnie stosowana jako środek zmniejszający palność, może być szkodliwa dla zdrowia, zwłaszcza przy długotrwałym narażeniu. Badania łączyły ją z takimi problemami, jak neurotoksyczność, zaburzenia hormonalne, toksyczność dla płodu, a nawet ryzyko nowotworowe.
Gdy plastikowe komponenty z przetworzonej elektroniki trafiają do produkcji innych przedmiotów, takich jak przybory kuchenne czy pojemniki na jedzenie, mogą nadal zawierać ślady BDE-209. Wysoka temperatura i kontakt z żywnością mogłyby potencjalnie prowadzić do migracji tej substancji do jedzenia.
Według pierwotnych obliczeń naukowców, przeciętny czarny plastikowy przyrząd kuchenny miał przenosić do 34 700 nanogramów BDE-209 do posiłków każdego dnia. Taka wartość wydawała się zbliżać do (błędnie oszacowanego) dziennego limitu bezpieczeństwa Agencji Ochrony Środowiska (EPA), co wzbudziło alarm wśród użytkowników.
Kluczowy błąd – i jego konsekwencje
Sytuacja uległa zmianie, gdy naukowcy odkryli istotny błąd w swoich obliczeniach, brak jednego zera. Poprawka opublikowana w grudniu wskazuje, że prawidłowa wartość dziennego limitu EPA wynosi 420000 nanogramów na dzień, a nie 42000, jak błędnie podano. Oznacza to, że rzeczywiste narażenie na BDE-209 z czarnych przyborów kuchennych stanowi zaledwie jedną dwunastą dopuszczalnego limitu.
Choć poprawka uspokoiła część obaw, autorzy badania podtrzymali swoje pierwotne stanowisko, że obecność tej substancji w przyborach kuchennych jest zbędna. „Środki zmniejszające palność nie są potrzebne w produktach takich jak przybory kuchenne, opakowania żywności czy akcesoria kosmetyczne” – napisali w sprostowaniu.
Reakcje społeczne i naukowe
Początkowa panika doprowadziła do wyrzucania przez użytkowników plastikowych przyborów kuchennych i zastępowania ich alternatywami z drewna, metalu czy lżejszych tworzyw. W mediach społecznościowych pojawiały się liczne wpisy oraz artykuły ostrzegające przed rzekomymi zagrożeniami.
Teraz, gdy sytuacja została wyjaśniona, wielu ekspertów apeluje o zdrowy rozsądek. „Nie ma dowodów na to, że przybory kuchenne wykonane z czarnego plastiku stanowią bezpośrednie zagrożenie zdrowotne” – twierdzą badacze, podkreślając, że sama obecność BDE-209 w tworzywach nie oznacza automatycznego ryzyka.
Organizacje ekologiczne, takie jak Toxic-Free Future, podkreślają jednak potrzebę rezygnacji z toksycznych substancji w produkcji codziennych przedmiotów. „Każdy zasługuje na produkty wolne od szkodliwych chemikaliów” – napisali na swoim blogu. Badacze wzywają do wprowadzenia bardziej rygorystycznych regulacji dotyczących recyklingu tworzyw sztucznych, aby uniknąć obecności substancji ognioodpornych w produktach codziennego użytku.
Pomimo uspokojenia sytuacji, wielu konsumentów nadal zastanawia się, czy wrócić do używania czarnych plastikowych przyborów kuchennych. Eksperci zalecają ostrożność, wskazując, że choć ryzyko jest minimalne, istnieją bezpieczniejsze alternatywy. Drewno, stal nierdzewna czy silikon wolny od BPA pozostają preferowanymi materiałami, zarówno z punktu widzenia zdrowia, jak i ochrony środowiska.