TP-Link Archer VR600 – test routera VDSL/ADSL

Unboxing i rzut okiem na sprzęt.

Archer VR600 dociera do Nas zapakowany w solidny, niebiesko-biały karton, którego szata graficzna przypomina niebo. Na chmurze umieszczono zdjęcie routera, a tuż obok przedstawiono główne cechy urządzenia za pomocą piktogramów oraz krótkich notek. Z tyłu opakowania za pomocą grafik przedstawiono zalety ultra-szybkich pasm WIFI – 300 Mbps przy częstotliwości 2,4 GHz oraz oszałamiające 1300 Mbps przy częstotliwości 5 GHz. Mnie niestety tak zabójcze prędkości nie grożą, niemniej jednak analogia z motocyklami okazała się trafiona.

Na wyposażenie składają się dwa kable RJ-11, jeden kabel RJ-45, splitter ADSL, zasilacz oraz liczne papiery (instrukcje, materiały promocyjne).

Górę (front) urządzenia możemy podzielić na dwie części. Dolna połowa została wykonana z połyskującego, czarnego plastiku, na którego środku umieszczono srebrny słupek. Słupek zakończony diodą LED (świecącą na biało) pełni rolę przycisku włączania/wyłączania podświetlania legendy, informującej o stanie pracy urządzenia. Wspomniana legenda wyświetlana jest w widocznym wyżłobieniu, otoczonym ażurową powierzchnią. Zwieńczenie frontu stanowi ulokowane po prawej stronie logo producenta.

Przód i prawy bok nie został zagospodarowany przez projektantów urządzenia. Na lewym boku umieszczono przyciski: Power On/Off, Reset, WPS oraz WIFI On/Off.

Najwięcej rzecz jasna dzieje się z tyłu urządzenia. Dużym plusem Archera VR600 są trzy dwupasmowe, odkręcane anteny, które dzięki technologii Beamforming (działającej jedynie przy częstotliwości 5 GHz) mają zapewniać jeszcze większy zasięg fal radiowych. Obecność dwóch portów USB z pewnością ucieszy grono użytkowników, chcących udostępniać pliki z dwóch nośników na raz i/lub podłączyć modem 3G/4G. Reszta wygląda standardowo, a więc port DSL, cztery porty LAN (w tym WAN) oraz gniazdo zasilania. Spód urządzenia również jest podziurawiony, ale w mniej efektowany sposób jak front. Na środku umieszczono dane informacyjne. Router spoczywa na czterech malutkich, gumowych nóżkach. Widoczne są również dwa otwory umożliwiające montaż urządzenia na ścianie.

Do samego wykonania TP-Linka nie mam zastrzeżeń. Użyty plastik jest odpowiednio gruby, a wszystkie elementy są dobrze spasowane. Jeśli chodzi o wygląd, to pomysł z kontrastowością powierzchni przypadł mi do gustu, lecz połyskujący plastik nigdy nie zdobędzie mojego uznania. Ładnie to wygląda, ale ni w ząb nie jest praktyczne.

Baner zgody na pliki cookie od Real Cookie Banner