Intel, gigant rynku technologicznego ogłosił, że zredukuje liczbę swych pracowników o 15%, co jest jednym z głównych elementów planu, który ma zmniejszyć wydatki firmy o 10 miliardów dolarów do 2025 roku. Oznacza to zwolnienie z pracy przynajmniej 15 tysięcy osób.
Obecnie firma zatrudnia 125 tysięcy pracowników, więc zwolnienia mogą dosięgnąć nawet 19 tysięcy osób. Tak poważne ruchy jak zwykle łączą się z hasłami o „konieczności restrukturyzacji”, o tym, że „trzeba przejrzeć wszystkie aktywne projekty”, oraz „zrezygnować z działań, które nie są kluczowe dla dalszego funkcjonowania firmy”.
Problemy Intela trwają od dłuższego czasu, Pat Gelsinger (prezes) tłumaczy to m.in. tym, że przedsiębiorstwu nie udało się odpowiednio wykorzystać wzrostu popularności AI i czerpania przychodów z tego segmentu rynku. Większość strat generują jednak przede wszystkim nowe fabryki mikrochipów, w które Intel mocno inwestował.
S&P Global Ratings oceniające funkcjonowanie spółek giełdowych, w kwietniu tego roku napisało, że „Intel to firma technologiczna o najsłabszych wynikach w 2024”. Nic zatem dziwnego, że naciski inwestorów zmusiły zarząd do restrukturyzacji – a ta jak zwykle łączy się ze zwalnianiem ludzi. Wypada być jednak zszokowanym, widząc, że dla „poprawy biznesu” trzeba się pozbyć aż 15 tysięcy pracowników.
Intel ma przed sobą jeszcze wiele wyzwań, by stanąć na nogi. Ich układy graficzne mają sporo do udowodnienia, procesory do laptopów przestają być symbolem jakości, a w dostarczaniu podzespołów firmom stawiającym na AI zdecydowanie prześciga ich NVIDIA. Jakby tego było mało ich procesory z 13stej i 14stej generacji miały potężne wady fabryczne i trudno wycenić ile urządzeń wypuszczonych na rynek (czyli takich, które trzeba będzie wymienić) jest uszkodzonych.
Trudno jednak sobie wyobrazić, by finalnie Intel z tego wszystkiego nie wyszedł, ale w tym momencie najwięcej uwagi należy poświęcić ludziom, którzy są częścią wielkich zwolnień, mimo realizowania zadań narzuconych im przez firmę.